czwartek, 18 marca 2010

Niesforny Radek przeprasza...

...gdy się go pociągnie za ucho.

W prawyborczym plebiscycie na popularność (czy może: wizję przyszłości Polski? jaaasne) nasze sympatie kierują się raczej w stronę Radka Sikorskiego. Ale sam Sikorski robi dużo, by nasze sympatie z pozytywnych stały się negatywne, to znaczy: żebyśmy chcieli głosować na Sikorskiego nie dlatego, że uważamy, że się nadaje, tylko dlatego, że uważamy, że Komorowski bardziej się nie nadaje.

Sikorski zraził nas między innymi idiotycznym atakiem na Lecha Kaczyńskiego. Zgodziliśmy się, że atakowanie (medialnie) najsłabszego, to oznaka najniższych instynktów (kłania się dożynanie watahy) niegodna ani ewentualnego prezydenta, ani ewentualnego kandydata na prezydenta, ani nawet kandydata na kandydata na prezydenta. Uznaliśmy, że Sikorski w ten sposób nas obraża.

Minęło parę dni i Sikorski przeprosił. Ale nie zrobił tego z własnej woli. Trzeba go było cisnąć. Tak napisała o tym gazeta.pl:

Sikorski, pytany w TVN24 czy było coś w czasie prawyborów, za co chciałby przeprosić, odpowiedział: "uważam, że jeden bon mot na wiecu w Bydgoszczy (...) czasami zdarza się powiedzieć o jedno słowo za dużo". Dopytywany, czy w związku z tym przeprosi Lecha Kaczyńskiego, odparł: "Tak, przepraszam".

Przeprosiny były, historia to zapamięta, ale my wciąż mamy mieszane uczucia. Dlaczego tak długo, dlaczego pod przymusem? I jakoś nie możemy się oprzeć wrażeniu, że Radek Sikorski bardziej niż Lecha Kaczyńskiego, przepraszał tę część wyborców, których tą wypowiedzią zraził. A dla nas to wciąż mało dżentelmeńskie, jak na wychowanka Oxfordu. Chyba zaczynamy rozumieć, dlaczego ostatecznie pozbyli się Sikorskiego i wysłali go do Afganistanu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz